piątek, 6 marca 2015

Irys

Dziś pierwszy post z serii historyjek ze stadnin. Na początek postaram się przybliżyć Wam wszystkie mieszkające w nich konie. Zaczniemy od Stajni Leśna Polana (skala 1:9). Wszystkie konie już niedługo będziecie mogli zobaczyć w zakładce Moje Konie. Dziś o Irysie:


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć jestem Ola i dziś opowiem wam o moim Irysku (najpierw odwiedźcie zakładkę Moje Stajnie aby dowiedzieć się czegoś o mnie).

W dzieciństwie uczyłam się jeździć na kilku koniach "profesorach". Ale mym pierwszym własnym koniem jest Irys. Jako dwunastoletnia dziewczynka często chodziłam oglądać źrebaki. Ale nie wolno mi było wchodzić do nich na pastwisko bo niektórym klaczom się to nie podobało. Pewnego ranka gdy tylko wzeszło słońce jak zwykle stałam przy płocie i nagle podszedł do mnie on - ciekawski źrebaczek. Popatrzał na mnie i chwycił mnie delikatnie za rękaw bluzki. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi. Ale ciągnął co raz natarczywiej i żeby uratować ubranie musiałam wejść na pastwisko. Wtedy on przestał i zarżał wesoło a potem dotknął mnie pyskiem i odbiegł. Potem znowu przybiegał i odbiegał aż zrozumiałam: źrebak chciał się bawić. I nagle spostrzegłam ją - najbardziej upartą i krnąbrną klacz w stajni mego taty. Lubiła droczyć się z ludźmi i im dokuczać. Była najsilniejsza i najprzebieglejsza w stadzie. Była także najbardziej poprawną anatomicznie, ze wspaniałym ruchem czempionką, cudowną matką która dawała najlepsze źrebaki. Wszechstronne, mądre i sprytne: tak jak matka. Była ulubioną klaczą mego taty - była bezcenna. I była także matką Irysa... Ogarnęło mnie przerażenie, zaczęła galopować w moją stronę. I nagle między nas skoczył mój nowy towarzysz zabaw. Stanął dęba tuż przed swoją rodzcielką i zatrzymał ją. Próbowała przejść ale on zarżał na nią tak że odeszła, Mój wybawca. Tak więc bawiliśmy się razem a inne źrebaki i klacze patrzały ze zdziwieniem. Wtem usłyszałam głosy - to moi rodzice zauważyli że jestem na padoku i biegli w naszą stronę. Stanęli jak wryci gdy ujrzeli że ja bawię się w najlepsze z Iryskiem a jego matka spokojnie się pasie jak inne klacze. Chyba nie widzieli tego incydentu.....

Od tamtego dnia byliśmy nierozłączni. On bawił się ze mną a jego matka chyba miała to w nosie. Irys wyrastał na pięknego młodego ogierka. Martwiło mnie tylko jedno - Irys był synem czempionki, na pewno bardzo cennym. Rodzice mieli stadninę hodowlaną - sprzedawali większość źrebaków. Ale że każdą wolną chwilę spędzałam z przyjacielem nie miałam czasu nad tym myśleć. Aż pewnego dnia stała się katastrofa. Autobus powrotny ze szkoły mi się spóźnił a musiałam jeszcze zrobić lekcje. Tak więc w porze kiedy zawsze byłam na padoku, siedziałam w domu. A musicie wiedzieć że Irys miał doskonałe poczucie czasu. Gdy nie przyszłam pewnie zaczął się martwić. Widział też często jak wychodzę i wchodzę do domu więc jak się pewnie domyślacie wiedział gdzie mnie szukać...
Wtedy gdy ja robiłam lekcje, on najspokojniej w świecie otworzył sobie zębami cichutko drzwi (umiał już wcześniej wydostawać się z boksu) i wszedł do kuchni. A moja mama gotowała obiad.....
Ku mojemu zdziwieniu rodzice się nie zdenerwowali a wręcz uśmiechnęli się tajemniczo.
Oczywiście po "napadzie Irysa na nasz dom" jak to ujęła nasza pomoc domowa, pani Danusia musiałam po nim posprzątać. W tym czasie rodzice siedzieli w salonie i nad czymś żywo dyskutowali. W końcu wyszli z pokoju i powiedzieli:
- Skoro Irys opuścił stado i swoją mamę aby być z tobą, uważamy że zasługujecie na to by być razem, Jednym słowem jest twój.
Czuliście się kiedyś jakby w jednym momencie opuściły was troski i zmartwienia. Jakby wszystkie problemy przestały istnieć Jakby liczyło się tylko to co powiedzieli przed chwilą rodzice. Bo ja się wtedy dokładnie tak czułam.
Odtąd mogliśmy być na zawsze razem. Czasami spałam z nim nawet w jego boksie. Odzdzieleniem od mamy za bardzo się nie przejął, zresztą i tak ją codziennie widywał. Potem rodzice pomogli mi go ujeździć i wybieraliśmy się na przejażdżki.

Irys ma teraz 7 lat. Zabrałam go ze sobą tu na moje ranczo. Poza tym przecież mój rodzinny dom nie jest daleko. Czasami jeździmy tam z razem aby mógł odwiedzić przyjaciół. Tu ułożyło się nasze życie, Irys bardzo dzielnie zaopiekował się Stokrotką. Ale to innym razem.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uwielbiam pisać opowiadania tak więc takie posty zostaną na blogu na stałe, Co nie oznacza że zrezygnuję z opisów modeli i innych postów.
Pozdrawiam !

5 komentarzy:

  1. Śliczny konik ;)
    Pozdrawiam i zapraszam na n/n
    mefistostable.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna historia, choć chyba trochę za bardzo "bajkowa" ;) Nie zrozum mnie źle, ale wiesz, źrebię, które powstrzymało silną i niezależną matkę, nagła wiadomość o nie sprzedawaniu Irysa, wejście do domu..
    Cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło.
    To bardzo ładny koń.
    Mam pytanie; co on ma na pysku, na trzecim zdjęciu?
    sage-servant1.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarze. Co do wejścia do domu to jest to jak najbardziej realne bo moi dziadkowie mieli kiedyś konie pociągowe i jeden żrebak , klaczka weszła do domu, Co do Irysa to jest on na starym moldzie Chrisa Chesa. Wszystkie modele na tym moldzie tak mają. Dokładniej opisała to Pani Dorotheah tutaj: http://dorotheahhh.blogspot.com/2014/05/adam-dh-breyer-traditional-palomino.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczny konik :) opowiadanie bardzo mi się spodobało :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:
    nmrschleich.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń